Witam zarówno tych, którym zdarzało zaglądać na naszego bloga, jak i tych, którzy trafili tu przypadkiem ostatnio, wreszcie tych, którzy może jeszcze się pojawią! Nie tak dawno zaczął się nam nowy rok, ja wróciłam też ostatnio po wakacjach, a według mnie oba te wydarzenia sprzyjają porządkowaniu myśli, zastanawianiu się nad własnymi potrzebami, wreszcie tworzeniu planów. Tak też stało się u mnie! Mam pomysł na najbliższy czas, a ten pomysł, ale także moja potrzeba, to chęć podzielenia się wiedzą oraz własnymi doświadczeniami związanymi z pracą i dbaniem o siebie, której podłożem jest terapia schematu.

Mój kolega, Bartek, opisywał już wcześniej, czym są nieadaptacyjne schematy, w jaki sposób działają i kiedy możemy je zaobserwować u siebie, wymieniał również tryby, w jakich możemy funkcjonować w różnych codziennych sytuacjach. Ja chciałabym, może trochę bardziej regularnie, niż działo się to dotychczas opisać Wam jak te schematy działają, i jak nami kierują – w czym pomagają, a w czym przeszkadzają. Zacznę krótko o samych schematach, ale bardziej będzie mi zależało, aby skupić się na trybach schematów. Niektórzy autorzy wskazują jest tryby trudniejsza do opisania i zrozumienia część tego podejścia, dla mnie tryb jest to możliwość werbalnego, ale także wzrokowego, czy nawet dotykowego doświadczenia i zrozumienia swoich zachowań i kryjących się za nimi potrzeb.

Zaczynamy zatem! Jak już wcześniej pisał w swoim wpisie Bartek, schemat jest to dominujący wzorzec, czy motyw obejmujący wiele sfer funkcjonowania. Składają się na niego wspomnienia, emocje, reakcje fizyczne, czy kluczowe przekonania o sobie, świecie czy innych. I tu chciałabym się zatrzymać i zobaczyć co to znaczy. Otóż w dzieciństwie uczymy się jakiś sposobów działania. Uczymy się ich samodzielnie próbując coś zrealizować lub wykonać, tzw. „metodą prób i błędów”, uczymy się dlatego, że ktoś pokazuje nam w jaki sposób działać, czy  też poprzez obserwację tego w jaki sposób działa otoczenie i wówczas powtarzamy podobne reakcje. Taka nauka w wielu obszarach naszego życia okazje się być przydatna i pozwala dobrze realizować wyzwania jakie stoją przed nami. Bywa jednak tak, że uczymy się umiejętności nieco „wadliwych”. W opisie tego postaram się odnieść do nieco bardziej „namacalnych” rzeczy, wykorzystam ubieranie się. Teoretycznie każdy z nas wie jak się ubrać. To co nosimy powinno być czyste, schludne, powinno nas dobrze reprezentować. Zwykle większość z nas (może nie każdy, ale w to nie będę już wnikała 😉), zakłada bieliznę, skarpetki, albo rajstopy, na to spódnicę bądź też spodnie i koszulę, sweter ewentualnie marynarkę. Strój większości ludzi nie budzi większych zastrzeżeń. Kiedy jednak się dokładniej zastanowimy znajdziemy w swoim otoczeniu osoby, którym zdarza się nosić rzeczy niewyprasowane, bądź też z plamami. Są osoby, które potrafią się ubrać ekstrawagancko na rozmowę kwalifikacyjną, czy też przyjść na takie wydarzenie w dresie. Teoretycznie ubranie, to ubranie, nic wielkiego, ale czy kobieta, która przyjdzie na pierwszą rozmowę w sprawie pracy do banku w sukni wieczorowej z mocnym makijażem i fryzurą będzie dobrze odbierana przez ewentualnego przyszłego pracodawcę? Taka prosta sytuacja pokazuje w jaki sposób mogą się u nas kształtować nieadaptacyjne schematy. To znaczy, teoretycznie wiemy, że na rozmowę kwalifikacyjną powinniśmy się ubrać elegancko, ale brakuje szczegółów wykonania. Nasza hipotetyczna kandydatka na pracownika banku nie ma zapisane w swoim skrypcie „eleganckiego stroju do pracy”, ze powinna być to biała koszula i garsonka bądź też garnitur. Sprawa teoretycznie banalna, a może decydować o tym, czy ktoś zostanie przyjęty do pracy, w szerszej perspektywie, czy w ogóle podejmuje zatrudnienie i na jakim stanowisku, czy też nie.

Nieadaptacyjne schematy to takie formy zapisu, które powtarzamy w codziennych sytuacjach i interakcjach z innymi. Powtarzamy je pomimo tego, że w związku z ich stosowaniem doświadczamy w dłuższej perspektywie czasowej negatywnych konsekwencji. Dlaczego tak się dzieje? Powstają one bowiem przede wszystkim w okresie dzieciństwa, ale mogą się również rozwijać na późniejszych etapach naszego życia w związku z ważnymi wydarzeniami (np. doświadczonymi traumami) i są związane ze sferami, w których nie doświadczyliśmy właściwego zaspokojenia potrzeby. Z tego względu stale wiemy, że czegoś potrzebujemy, czegoś nam brakuje, ale nie wiemy w jaki sposób to zyskać. Pamiętamy, że ktoś w podobny sposób działał, kiedy my byliśmy mali, nie wiemy jak działać inaczej, dlatego powtarzamy to co już znamy.

Wyobraźmy sobie człowieka, który od dzieciństwa spożywa jedynie chleb i pije wodę. Kiedy powiemy mu, ze lubimy jeść i stwierdzimy, że jedzenie jest pyszne i jest dla nas wielką przyjemnością, może wydawać się zaskoczony. Dla niego bowiem chleb i woda pozwalają na to, żeby nie czuć głodu, a przecież jest to też jedzenie. W sumie niczego innego nie potrzebuje, ale czy można to nazwać przyjemnością? Hmmmm…. Chyba ocenę zostawię Wam. Co ciekawe, taka osoba, która nie próbowała niczego poza chlebem i wodą może być początkowo niechętna do próbowania lodów, kotletów z soczewicy, sałatki greckiej, domowego sernika (przypominam jestem wegetarianką :-D) itp. Dodatkowo, gdyby taka osoba żyła na wyspie pełnej trujących warzyw i owoców, takie zachęcanie do próbowania jedzenia mogło by u niej powodować lęk. Tak samo jest z naszymi emocjami i zachowaniami. W okresie kiedy one powstają, stanowią właściwą, adaptacyjną formę reagowania na to co dzieje się w otoczeniu. Pomimo tego, ze z czasem stają się zbyt sztywne i nieadaptacyjne, to ze względu na to, ze nie mamy porównania do czegoś co jest „smaczniejsze” pozostajemy przy tym co znajome. W ten sposób funkcjonuje większość z nas. Pomyślcie np. o sporcie. Jeśli nasi rodzice nałogowo interesowali się używaniem kciuka, który był bardzo aktywny w przełączaniu kanałów na pilocie, to często i my wychowując się w takiej rodzinie angażujemy się w podobne „aktywności kanapowe”. Dzieje się tak dlatego, ze nie miał nam kto pokazać jak grać w koszykówkę, czy jak jeździć na rowerze, a samodzielna nauka tych aktywności wiąże się z obawami, niepewnością.

To tak w bardzo dużym uproszczeniu. Reakcje mogą być różne. Bywa też tak, że skoro w naszej rodzinie czegoś nie mieliśmy, to w późniejszym okresie robimy czegoś wręcz w nadmiarze… ale to już dalsza historia.

Chyba na ten moment wystarczy. To taki krótki wstęp. W najbliższym czasie postaram się dodać coś więcej.

Aga